Gdy miłość wam marnieje

Stary proboszcz siedział w listopadowy dzień w kancelarii parafialnej i snuł dość niewesołe myśli. Czuł się jak niepotrzebny urzędnik w zapomnianym urzędzie. Patrzył przez okno na ludzi śpieszących się i mijających kościół. Zdyszani byli, a nikt z nich prawie nie wchodził do środka, by zaczerpnąć oddechu dla duszy.

I wtedy zobaczył dwoje ludzi zmierzających do drzwi kancelarii.

- No, nareszcie jakieś owieczki - mruknął i przybrał odświętny wyraz twarzy.

Gdy weszli, przyjrzał się im uważnie. Znał ich z widzenia na niedzielnych Mszach Świętych. Dobrze im z oczu patrzyło...

- Proszę księdza - zaczęła ona nieśmiało. - Może to dla księdza będzie śmieszne, ale dla nas to jest ważne. Jesteśmy małżeństwem od trzech lat. Mamy dwóch kochanych smyków i chcemy mieć ich jeszcze więcej. Kochamy się, jesteśmy prawie szczęśliwi, ale boimy się, że to może się popsuć, bo... - przerwała i szepnęła do męża: "Powiedz ty". Widzi ksiądz - zaczął on. - W dzień ślubu nasz pradziadek, człek szanowany przez całą rodzinę, upiekł wielki bochen chleba. Dał go nam w prezencie ślubnym, kazał go ucałować i nakazał, że ilekroć zaczniemy się kłócić, ilekroć zacznie się dziać między nami coś niedobrego, to mamy wziąć okruch tego chleba, podzielić się nim jak opłatkiem, pomilczeć trochę i pocałować się. Ten chleb pomagał nam już wiele razy, ale dzisiaj zjedliśmy ostatni okruch... Obawiamy się, co będzie dalej.

- Co za mądry pradziadek! - zawołał proboszcz. - Wiedział, co wam potrzeba. Ale wy ten chleb potraktowaliście zbyt magicznie. Wzięliście ślub w kościele (sam go wam dawałem) i mówiłem: "Co Bóg połączy..." I co, myślicie, że połączył i poszedł sobie do nieba? I nic nie ma do roboty w waszym domu? A ja dziś odprawiałem Mszę Św. w pustym kościele. Pełną puszkę Bożego Chleba miałem i nie miałem z kim się nim podzielić. Kochani, nie myślcie, że dam wam nowy bochen "przeprośnego" chleba, gdy w kościele tyle go czeka. Chodźcie, odprawię dla was i za was Mszę Św. i podkarmię wasze poczciwe serca.

Kościół był pusty, a oni po wyjściu z konfesjonału, stanęli przy samym ołtarzu drżąc z przejęcia. Czuli się, jakby razem z księdzem odprawili tę Tajemnicę Miłości, której jest tu tyle, a ludziom jest jej tak brak. Podczas Komunii Świętej klęczeli tak, jak podczas swojego ślubu. Wszystko jakby wróciło, rozwinęło się, trwało. Po Mszy Świętej proboszcz uściskał ich i powiedział: "Gdy miłość wam marnieje, karmcie ją tutaj. Ale nie tylko w nagłych przypadkach, lecz na wszelki wypadek stale. A pomiędzy tymi Bożymi posiłkami, to przypominajcie sobie taki dziwny rachunek: 1+1 = 3. Bo jak jest dwoje, to jest jeszcze Pan Jezus. Ten rachunek pomoże wam w modlitwie, przed kłótnią i po niej, w rodzinnych posiłkach i we wszystkich serca wysiłkach."