Oaza rodzin I stopnia (Lanckorona)

Zdaliśmy sobie sprawę z małości naszej wiary.

Rekolekcje piętnastodniowe w Lanckoronie były całkowitym oderwaniem się od szarej codzienności. Nauczyliśmy się tam żyć bardziej po chrześcijańsku i na wszystko mogliśmy znaleźć czas. Każdy dzień był tak zaplanowany i omodlony, że przeciętny człowiek nie przeżyłby tyle w swojej duchowości nawet przez kilkanaście lat.

Niektóre przeżycia sprawiały ból, ale tylko, że zdaliśmy sobie sprawę z małości naszej wiary i nie poukładanego życia małżeńskiego. Takim zdarzeniem była droga krzyżowa po krętych i stromych ścieżkach gór. Każde z piętnastu małżeństw miało przygotować wylosowaną wcześniej stację, odnieść ją do życia codziennego i nieść krzyż całą rodziną. Po drodze zbieraliśmy kamienie, które potem okazały się naszymi grzechami. Zostawiliśmy je pod krzyżem Pana Jezusa i przez to mieliśmy się pozbyć naszych grzechów i słabości. Również odnowienie sakramentu chrztu oraz odnowienie przyrzeczeń małżeńskich skłoniło nas do przemiany w nowego człowieka.

Nieodłącznym elementem każdego dnia była modlitwa osobista, rodzinna i małżeńska. Ta ostatnia przyniosła największe owoce, które zbieramy do tej pory. Wspólna modlitwa z Panem Bogiem, rozważanie słowa Bożego, podobne myśli sprawiły, ze coraz głębiej i częściej patrzymy sobie w oczy, bez żadnych wyrzutów i złości. Do tej modlitwy dołączone mieliśmy zawieszki z napisem „zakochani rozmawiają, nie przeszkadzać”.

Ludzie, których tam poznaliśmy byli bardzo życzliwi i pełni wiary, wiec można się wiele od nich nauczyć. Każda rodzina miała inną historię swojego życia. Mimo wszystko trwają oni w mocy Chrystusa i bardzo ich za to podziwiamy. Moderatorzy starali się przekazać nam jak najwięcej o nauce Pana Jezusa, by w sytuacjach trudnych nie zwątpić. Również ojciec Maciej (Jezuita) w swojej codziennej szkole życia nie skąpił nam wiedzy, którą posiadał. Mówił, że namiot spotkania jest podstawowym i nieodłącznym elementem każdego chrześcijanina, bo chcąc przemieniać świat musimy zacząć najpierw od siebie.

Bardzo miła niespodzianką był dla nas wystawiony Najświętszy Sakrament, który mieliśmy przez cały czas trwania rekolekcji. Stał on na środku dużego okrągłego stołu w oddzielnym pokoju, do którego można było pójść nawet w środku nocy. Po kilku dniach mój mąż zauważył, że nasz pokój jest pod pokojem Pana Jezusa. To było niezwykle radosne odkrycie. Gdy pierwszy raz weszłam, by się pomodlić zobaczyłam za oknem wysoką i stromą górę, wtedy pomyślałam sobie, że moje dotychczasowe życie zawsze było górką i nie czułam się pewnie, czy wejdę jeszcze kawałeczek, czy jednak spadnie w dół. Teraz wiem, jak ciężko jest się podnieść i zacząć od nowa. Dlatego wszystko zawierzam Bogu, by mieć większą czujność i w razie upadku czegoś się chwycić. Mój mąż w pokoju Pana Jezusa na namiocie spotkania zapragnął mieć swoje osobiste Pismo Święte i jeszcze tego samego dnia pojechał do Kalwarii Zebrzydowskiej, by je kupić. Niesamowite rzeczy się dzieją, gdy mamy Pana Jezusa na wyciągnięcie dłoni. Życie wtedy nabiera sensu, a nasze serca radują się bez powodu.

Bardzo się cieszymy, że również nasze dzieci doskonale się odnalazły w gronie nowego otoczenia. One na pewno tez odczuwały bliskość Pana Boga poprzez wspólną modlitwę, wspólne posiłki oraz codzienną mszę świętą. Dzieci są dobrymi obserwatorami i Bogu dzięki za to, że mogą brać z nas przykład.

Na zakończenie rekolekcji dostaliśmy ikonę Świętej Rodziny, do której mamy się modlić, aby taką rodziną się stać. Dzięki miłości Trójcy Świętej mogliśmy na nowo odkryć samych siebie i miłość, która nas łączy, jako małżonków. Możemy teraz wspólnie planować najbliższą przyszłość i z Boża pomocą budować w nas wiarę, nadzieję i miłość.

Chwała Panu!  Ania i Adam